piątek, 19 marca 2021

Stare czasy minęły bezpowrotnie

Prawie miesiąc zajęło mi zebranie się do napisania części trzeciej mojej historii. Chyba najtrudniejszej do tej pory. Poprzednie opowiadały historię w której jeszcze była nadzieja, że to wszystko może potoczyć się inaczej. 4 stycznia nadziei już nie było.

Mamo, mam raka

Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się. Siedziałam w gabinecie u lekarki i płakałam. Jak dziecko. Lekarka coś do mnie mówiła, ale bardzo mało pamiętam. Pielęgniarka przyniosła mi środki uspokajające, lekarka wyszła. A ja płakałam dalej. Nie wiem o czym wtedy myślałam. Lekarka wróciła. Okazało się, że była u innej onkolożki skonsultować co dalej. Miałam udać się na mammografię do innego budynku i wrócić do poradni na USG piersi. Pamiętam, że w podczas tej rozmowy zapytałam pielęgniarki czy po tych środkach uspokajających mogę prowadzić bo w sumie urwałam się z pracy na godzinkę i przyjechałam sama. Pielęgniarka i lekarka patrzyły to na mnie, to na siebie i oznajmiły, że nie mogę prowadzić samochodu pod wpływem tych leków i w emocjach. Będąc nadal w gabinecie ogarniałam sobie kogoś, kto mógłby przyjechać po mnie i po samochód. Pomógł mi bardzo dobry kolega ze studiów.

Zapytałam lekarki czy ktoś może mnie zaprowadzić na tą mammografię bo pewnie się zgubię. Niestety nie było nikogo kto poszedłby ze mną, ale lekarka narysowała mi mapkę do budynku B i wyszłam. Trzymałam się dzielnie, nie płakałam. Zabrałam kurtkę, wyszłam i postanowiłam zadzwonić do mamy. Nie wiedziałam jak mam jej to powiedzieć. Zapytałam czy siedzi i przez łzy powiedziałam, że pojechałam odebrać wyniki i mam raka złośliwego piersi, że robią mi badania i zadzwonię jak będę wiedzieć coś więcej. Usiadłam na ławeczce między budynkami i nie mogłam się uspokoić. Nie wiem jak długo tam siedziałam ale otarłam łzy i weszłam do budynku. W rejestracji była bardzo niemiła pani, która kazała mi siedzieć i czekać aż ktoś mnie zawoła. Siedziałam sobie w tej rejestracji i znowu płakałam. Poproszono mnie do gabinetu. Pani, która miała wykonać mi mammografię pomogła mi się uspokoić, dała mi chusteczki, porozmawiała ze mną chwilkę, dodała otuchy i zrobiła mammografię. Było to bardzo nieprzyjemne badanie, na szczęście trwało krótko i mogłam wrócić do poradni. Na odchodne pani wykonująca mammografię powiedziała, że trzyma za mnie kciuki.

A może chemia będzie lekka?

Wróciłam do poradni, miałam wejść bez kolejki więc postanowiłam zapukać do drzwi. Ups. Które to były drzwi? Poradnia to kilka gabinetów a ja za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć w którym usłyszałam, ze moje życie nigdy już nie będzie takie samo. Z moich analiz wyszło, że to na pewno „trzeci” gabinet. Zapukałam, otworzył mi jakiś lekarz i w tym momencie przypomniałam sobie, że nie pamiętam do jakiej lekarki miałam wrócić. Wydukałam tylko, że miałam wrócić do pani doktor, lekarz odpowiedział, ze tutaj nie ma żadnej pani doktor. Przeprosiłam i poszłam do łazienki. Maseczkę chirurgiczną miałam mokrą od łez, oczy czerwone i spuchnięte. Wytarłam buzię ręcznikiem papierowym i wróciłam pod gabinet, tym razem gabinet numer „dwa”. Zadzwoniłam do taty. Zapytałam co robi, gdzie jest i powiedziałam drugi raz w życiu, że mam raka, jestem w szpitalu i czy przyjedzie po mnie popołudniu. Przypomniałam sobie też, że miałam wrócić do pracy. Napisałam do kolegi z prośbą o poinformowanie jednego z team leaderów, że nie wrócę już dzisiaj do pracy i będę miała zwolnienie lekarskie do końca dnia.

Otworzyły się drzwi, wyszła inna pacjentka a ja kuknęłam do gabinetu i powiedziałam, że już wróciłam. Lekarka poinformowała mnie, że będę musiała jeszcze chwilkę poczekać bo pani chirurg wykonuje jeszcze zabieg. Wróciłam więc na korytarz i pogrążyłam się w swoich myślach. Zastanawiałam się chyba jak to będzie dalej, pisałam do koleżanek o diagnozie, obserwowałam ludzi i oszczędzałam baterię w telefonie. Musiałam jeszcze jakoś wrócić do domu i dać znać koledze kiedy ma przyjechać.

Pamiętam, że przed świętami zaczęłam słuchać książki Elżbiety Rodzeń. Typowe romansidło, ale z motywem rakowym. Główna bohaterka zachorowała na raka piersi w wieku chyba 20 lat, zdecydowała się na mastektomię i dostała później lekką chemię. Głupi zbieg okoliczności. A może i nie? Wiem, że liczyłam że ja też dostanę taką chemię, zachowam włosy, że fikcja literacka to wcale nie fikcja, że wystarczy że usunę piersi. Snułam sobie scenariusze, że przechytrzę raka, ze to wcale nic takiego groźnego. A potem znowu tłumiłam łzy. Nic tego się nie wydarzy bo życie to nie fikcja.

Proszę pani a czy wypadną mi włosy?

W końcu poproszono mnie do gabinetu a ja pierwsze co zrobiłam to poprosiłam panią doktor o papier bo moje chusteczki już się skończyły. W nagrodę dostałam nawet dwie maseczki chirurgiczne. Usiadłam i odpowiadałam na pytania kolejnej lekarki – tym razem pani chirurg-onkolog. Nie pamiętam o co pytała, rozmowa nie trwała długo, rozebrałam się i położyłam na łóżku. Lekarka zrobiła USG obu piersi i węzłów. W prawej piersi guz miał grubo ponad 7cm (przypomnę, że 3 tygodnie wcześniej miał 4cm!), założyła znacznik, zrobiła biopsję gruboigłową guzka w lewej i biopsję cienkoigłową węzła chłonnego – podejrzenie przerzutów (3 tygodnie wcześniej węzły były czyste!).

Lekarka chyba miała mnie dość, a ja nie byłam do końca sobą po środkach uspokajających. Dostałam końską dawkę, ale trochę sobie szlochałam. Lekarka wykonując biopsję opowiadała mi, że jej pacjentka też zachorowała w młodym wieku, jest już zdrowa i niedługo wychodzi za mąż, że raka piersi się leczy, że jestem w dobrych rękach. Trochę się uspokoiłam, ale zadawałam bardzo dużo pytań – odnośnie tego co aktualnie robi, czy wypadną mi włosy, co będzie dalej. O tym co robi mówić nie chciała, bo musiała się skupić, odnośnie włosów wspomniała, że jest szansa na ich zachowanie i żebym zapytała onkologów o przyjmowanie chemii w czepku a na pytanie co będzie dalej odpowiedziała, że onkolodzy będą się za mną kontaktować. Zapytałam jej czy my możemy do nich zadzwonić bo znając życie to skontaktują się ze mną za miesiąc. Zapytała czy może skończyć zabieg czy ma zadzwonić już. Ja jej na to, że nie nie, śmiało, proszę sobie dokończyć. Chyba się zaśmiała. A ja pomyślałam - **(moje nazwisko)**! ALE Z CIEBIE DEBIL.

Machina ruszyła

Znowu mocno lała się  krew, ale tym razem z obu piersi więc zanim się ubrałam to siedziałam i próbowałam z pielęgniarką ją zatamować. Odwróciłam się na dźwięk głosu lekarki i skupiłam się na tym co mówi „Cześć Aśka. Mam tutaj dziewczynę, inwazyjny rak piersi, szybka progresja guza. Kiedy możesz ją przyjąć. Ja jej zrobię u siebie wszystkie badania.”. I przyszła pielęgniarka z moimi ubraniami i już nie wiem co było dalej. Pomogła mi się ubrać i usiadłam przy lekarce. Czekałam aż uzupełni dokumentację, podpisałam papiery i dowiedziałam się, że onkolożka przyjmie mnie już 7 stycznia, że jest to wojskowa kobieta, konkretna, ma córkę w moim wieku i dobrze poprowadzi mnie przez chemioterapię.

Nagle zrobiło się straszne zamieszanie, Dwie lekarki wypisywały mi skierowania i zwolnienie z pracy a pielęgniarki dzwoniły i załatwiały dla mnie terminy na badania i kartę DILO. Nie bardzo miałam pojęcie co się dzieje więc siedziałam i bezmyślnie obserwowałam co się dzieje. Po jakimś czasie miałam załatwione terminy na RTG klatki piersiowej, USG jamy brzusznej i echo serca. Dostałam pokaźny plik kartek, wyniki badań i polecenie by udać się do koordynatorki na założenie karty DILO i że ona wytłumaczy mi resztę. Udałam się więc do przesympatycznej pani 2 gabinety dalej. Zabrała ode mnie plik kartek, wybrała z niego skierowanie na RTG klatki piersiowej i wytłumaczyła jak trafić do zakładu diagnostyki obrazowej. Miałam pójść wykonać prześwietlenie a ona w tym czasie założy mi kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego.

Zrobiłam RTG, wróciłam do pani od karty DILO, dostałam terminy i wskazówki jak trafić na USG i echo serca kolejnego dnia i wyszłam ze szpitala, gdzie czekał mój kolega. Wróciliśmy na mieszkanie, zapaliłam ostatniego w życiu papierosa, zjedliśmy obiad i Uberem pojechaliśmy do pracy mojego kolegi - na budowę. Choć za pracą na budowie nie tęsknię to mimo wszystko dobrze się tam czułam ale ani na minutę nie przestałam myśleć o tym co usłyszałam rano. Kumpel odwiózł mnie do domu czekałam na rodziców, znowu zostałam sama.